Czasem trzeba się tak po prostu wziąć w sobie , tak mocno ścisnąć i ogarnąć. Tak jest z większością moich pomysłów. Kłębią się gdzieś w głowie od zarodka , zanim dojrzeją i się wylęgną muszą swoje odsiedzieć. 
Skrzynka przekładana z balkonu do domu z domu na balkon w zależności od pogody była kilkanaście razy. 
Raz szyłam , drugi raz szyłam ,byłam w pracy ,  potem mi się nie chciało. Aż w końcu pojechałam po dobrze znaną wam farbę ( przy okazji zaliczając hod doga z dodatkami) , 4 szt. kółeczek w bardzo niskiej cenie:)
i ruszyłam przysłowiową dupę do roboty. Skrzynka pomalowałam finalnie  dwukrotnie. Myślałam że wystarczy raz by stworzyć delikatne przetarcia i efekt starej farby - nie wyszło. Może powinnam pomalować czymś innym zamiast używać pędzla. Potem przykręcanie kółek - tu mąż się spisał:)  Szablon z literkami taki niedokładny i nierówny znów dla efektu.  Plakatówki i pędzelek pożyczyłam  od syna i napis gotowy, lekko odcisnęłam farbę aby nie był taki  dokładny. 
I finito.
Frajdy i zabawy miałam sporo a na koniec stwierdziłam że ładniejsza była nie pomalowana:):):) 


mini video tak dla zamknięcia w całość::) 




fajnie wyszła Ci ta skrzynia :)
OdpowiedzUsuńja jakiś czas temu też brałam się za odrestaurowanie starej zapyziałej skrzyni :) hi hi
tylko, że ja ją pomalowałam na biały mat i napisałam na miętowo Magazine :)
Zapraszam na swojego bloga, tam są efekty mojej pracy :
www.pani-motylkowa.blogspot.com
Pozdrawiam !
Ania